Archiwum lipiec 2005, strona 1


lip 08 2005 Ostatnie ofiary Zielonego Krokodyla
Komentarze: 4

To nasza szescioosobowa grupa opuszczajaca dzis Bad Honnef. Oraz nasz tutor ktory nieprzypadkowo zjawil sie na wczorajszej imprezie pozegnalnej.

Kawa pilnie poszukiwana. Pzdr

mycha : :
lip 06 2005 Nowy poczatek
Komentarze: 0

Postanowilam jednak nie dreczyc wszystkich zbyt dlugimi i moze nie zawsze absorbujacymi mailami i powrocic do pisania bloga. Na razie garsc refleksji z Bad Honnef, gdzie spedzam ostatnie dni przed wyjazdem do Afryki:

1. Otoz kurs jest ciekawy, choc jak sama po sobie obserwuje - zbyt dlugie przebywanie w fazie "przygotowawczej" zaczyna powoli draznic. Jest nas spora grupa zapalencow, ale i tak po trzech tygodniach znam juz doskonale szczegoly projektow moich kolezanek i kolegow, a jakos niezrecznie rozmawiac nam jest o sprawach zwyklych, codziennych, zwlaszcza ze jak zlosliwie zauwaza nasz trener od komunikacji interkulturalnej, niektore narodowosci potrzebuja podrecznika na temat jak prowadzic "small talk". Powoli zaczyna mnie meczyc to oczekiwanie, choc i tak jestem w dobrej sytuacji bo niektorzy koledzy beda tu przebywac do konca sierpnia. W moim wypadku kurs konczy sie za 3 tygodnie - takie mam widocznie super kwalifikacje ze nie potrzebuje dodatkowego szkolenia hihi.

2. Akcent slowianski - poza mna - wprowadzila nasza druga trenerka od IK, a mianowicie Fetle z Etiopii, wyraznie cieszac sie na widok mojego nazwiska i w najczystszej polszczyznie dodajac Dzien dobry - studiowala jeszcze w starych czasach w Czechoslowacji i do Slowian ma wyrazna slabosc. Wyraznie tez powoluje sie na swoje doswiadczenia w czasie akulturacji w Niemczech (co sprawia ze wraz z Sara - Wloszka wyjezdzajaca do Sudanu - wymieniamy tylko porozumiewawcze spojrzenia....).

IK to studium przypadkow, odgrywanie scenek a takze identyfikacja tego jak sie zachowujemy... Nasi koledzy oburzaja sie przy kazdym bardziej ogolniejszym stwierdzenie ze "Niemcy to...." a  "Afrykanie to...." a my - ciezko doswiadczone przez zbyt dlugie przebywanie tutaj staramy sie ukryc usmiechy i usmieszki.... Same cases sa jednak super - podobno wziete z zycia  i oparte na faktach... Np. przypadek Anny, pracujacej od lat na Sahelu jako pielegniarka, do ktorej pewnego dnia zglasza sie dosc poirytowany mezczyzna z mloda kobieta w zaawansowanej ciazy. Pada pytanie - ile normalnie trwa ciaza ? Anna wyczuwajac ze cos nie gra siega po ksiazke stojaca na polce i przez chwile kartkuje, poszukujac odpowiedzi... Po chwili udajac ze odczytuje z ksiazki dodaje: Ciaza moze sie przedluzac do 11 albo wiecej miesiecy, jezeli mezczyzna przebywa dlugo poza domem.... Problem polega na tym iz w tym rejonie mezczyzni czesto wyjezdzaja na kilka miesiecy w poszukiwaniu pracy....

Podziwiamy refleks i tzw. flexibility (jest to cecha jaka kazdy szanujacy sie Entwicklungshelfer powinien posiadac w nadmiarze), a pozniej zastanawiamy sie nad kulturowymi uwarunkowaniami, a szczegolnie tym co nasz trener nazywa "kultura prawdy subiektywnej, czy prawdy uwarunkowanej sytuacja".

Wczoraj dostalam w koncu moj paszport. Wiza zalatwiona w ekspresowym tempie, dzieki wstawiennistwu Auswrtiges Amt, oczywiscie za friko, bo to taka grzecznosciowa przysluga... Kurtuazja miedzynarodowa, jak by powiedzial Guru Kukulka. A dzisiaj do reki dostaje moj bilet do Windhuk. Warszawa, Monachium i Namibia... W dolaczonym pismie kolezanka z DEDwskiego biura podrozy informuje mnie ze "ze wzgledu na panujaca sytuacje na lotniskach obowiazuja specjalne przepisy bezpieczenstwa i nalezy byc na lotnisku 2 godziny wczesniej". Jest to zdanie ktore wywoluje wsrod nas wybuch smiechu... Ale coz, nadmiar informacji jeszcze nikomu nie zaszkodzil, moze najwyzej draznic...

Pozdrawiam

 

mycha : :