sie 15 2005

Rozne, zalegle


Komentarze: 5

czwartek, 11 sierpnia 2005

W ubiegłą środę, po pierwszej nocy spędzonej w nowym mieszkaniu nie wspominając o pierwszym wieczorze spędzonym na sprzątaniu oraz po bardzo interesującym spotkaniu w National Society for Human Rights oprócz tematyki rozwalają mnie kobiety i ich nieskończona elegancja, starannie dobrane kostiumy, fryzury, oprawki do okularów, biżuteria... Otóż po tak mile rozpoczętym dniu wylądowałam o godzinie 14 w moim nowym (wielkim) łóżku ze wszystkimi objawami malarii, bardzo wysoką gorączką nie spadającą mimo łykanych polskich i niemieckich świństw, bólem głowy, dreszczami (pod trzema kołdrami)... Próbując nie panikować, kiedy Marianne proponuje od razu wizytę u lekarza, łykam jeszcze jeden Scorbolamid i postanawiam zaczekać choć jeden dzień.

Noc mija na gorączkowych majakach. Śni mi się że mam malarię i nie mogę odnaleźć mojego paszportu... Rano gorączka nie spada, ale chociaż majaki znikają. Jedziemy do lekarki w najbardziej luksusowej dzielnicy WDH, Kleine Windhoek, gdzie w poczekalni spotykamy jeszcze jednego eksperta DED , z podobnymi objawami... Ponieważ przez całą drogę Marianne opowiadała mi o tym, jak prawie umarła w Zambii z powodu zbyt późno rozpoznanej malarii cerebralis najgorsza odmiana, atakująca mózg nie mogę powstrzymać uśmiechu... Po przygotowaniu i historiach sprzedawanych przez co bardziej przewrażliwionych rozwojowców (z różnych organizacji, dodajmy) z byle powodu gotowi jesteśmy robić wymaz... W moim przypadku lekarka homeopatka jest to mój pierwszy kontakt z homeopatią zaśmiewa się razem z nami, choć w przypadku Marianne ordynuje jednak badanie krwi i przepisuje mi krople na wirusową grypę, grasującą po okolicy, głównie zresztą wśród development workers. Przez chwilę zastanawia się też nad moim przypadkiem Polka pracująca dla niemieckiej organizacji w Namibii i dodaje No tak, to jest naprawdę globalizacja...

Gdybym naprawdę złapała malarię byłby to pierwszy przypadek o tej porze roku w WDH. Co za stracona szansa...

Jestem na zwolnieniu do wtorku, siedzę w mieszkaniu i małymi kroczkami zaczynam się urządzać. Bardzo małymi kroczkami, bo dużo nie jestem w stanie zrobić z powodu osłabienia...

 

niedziela, 14 sierpnia 2005

Zwazywszy na polityke malych kroczkow przy duzych dostaje zadyszki -  sobote spedzam na zalatwianiu malych spraw, ktore nagromadzily sie w ciagu tych kilku dni lezenia w lozku. Np. przymierzam sie do pralki Anette. Najpierw jednak czeka mnie program poszukiwania klucza do pralni.

Anette, Michael i Sebastian są na farmie. Mam klucze do ich mieszkania i teoretycznie odbylam przeszkolenia jak nalezy postępowac z alarmem, aby Proforce nie uznal mnie za wlamywacza, a jednak pierwszy raz rozbrajajac alarm czuje sie jak zloczynca, nie mowiac juz o tym, że wczesniej kilkanascie razy sprawdzam kod.

Anette ma teorie że zlodziejom nie nalezy niczego ulatwiac, dlatego klucze od roznych pomieszczen domowych, biurowych, kliniki i farmy wraz z ich zapasowymi kompletami trzyma w szafce, na tzw. kupce. Są niepodpisane i wymieszane. Having fun....

Rozwieszanie prania w cieniu pod drzewkami,aby nic nie wyblakło jeszcze bezlistnymi akacjami z ogromnymi kolcami kolejna odmiana (a podobno jest ich 40) oraz wkopanie trzech roslinek wymecza mnie tak bardzo, ze wieczorem postanawiam olac suche juz ciuszki, bo przecież jest zima i nie bedzie padac!!!!!!!!!!!! I wyobrazcie ze w niedziele rano przywedrowaly chmurzyska i zaczelo kropic, co jest absolutnie, ale absolutnie niespotykane o tej porze roku w stolicy!!!!! Having fun??

W trakcie wyprobowywania kolejnych kompletow kluczy udalo mi sie natomiast odnaleźć przypadkiem brakujacy klucz od mojej czesci alarmu, ktorego Anette nie mogla zlokalizowac od dluzszego czasu... Więc tak jakby na dobre wyszlo, bo pranie zdazylo dosuszyc się dziś rano. A jutro niech sie dzieje co chce ide do pracyJ

 

mycha : :
k
25 października 2005, 20:25
asfav
karolina mleczko
25 października 2005, 20:24
w polsce dzieci naja krzywe kręgosłupy !! a dlaczego?? mają za cieszkie plecaki
Iwka
18 sierpnia 2005, 09:12
bynajmniej nie pytałam dlatego, ja sie znam na mojej chorobie i nie potrzebuje konsultacji w tej sprawie, by nie być zlosliwą powiem Ci, ze owszem moglby mi pomoc, ponieważ mam skrzywienie kregosłupa - częsci ledzwiowej i zanik lordozy szyjnej - Tobie oczywiscie to nic nie mowi, ale nie szkodzi. (objawia sie to tym, ze jak mnie polamie to nie moge sie ruszac i dretwieja mi rece) - czego oczywiscie sobie nie wymyslilam moim hipochondrycznym charakterem, ponieważ jest to widoczne - (skrzywienia owczywiscie a nie dretwienia) - na zdjeciach rtg.
co do psa to chodzilo mi o rase a nie o wielkosc...

w Polsce tez jest uzywane okreslenie chiropraktyka - mam fajna ksiazke o niekonwencjonalnych metodach leczenia - jest tam sporo na ten temat. Napisze Ci cos kiedys o tym.
15 sierpnia 2005, 16:48
anette zajmuje sie domem i dzieckiem, a jej mezczyzna jest chiroterapeuta - tak to chyba bedzie po polsku, wiec na Twojej chorobie raczej sie nie zna:) a pies jest jeszcze szczeniaczkiem. Ma byc duzy i dlugowlosy.
Aha to chyba jest kregarz po polsku - ktos kto np. nastawi ci kregoslup i takie tam.
Maile pisze jak mam czas!
iwka
15 sierpnia 2005, 15:33
dobrze, ze juz wyzdrowiałąs i dobrze, ze okazało sie to tylko grypa ;)

a ja... mimo długiego weekendu pracuje, brak mi niemilosiernie odpoczynku - nawet w postaci choroby (choc nie bede krakac) - zbieram sie by napisac Ci maila, ale ciagle mam wrazenie, ze bedzie Ci to przeszkadzac, bo masz zbyt duzo rzeczy na glowie - wiec nie pisze....

a czym sie zajmuje Anette? pisalas cos o jakiejs klinice - jest weterynarzem? i co to za pies?
piszesz w ogole jakies maile poza blogiem?

Dodaj komentarz