sty 09 2006

Urlop III-Cape Town cz.1


Komentarze: 0

Droga autokarem do RPA zabiera nam 18 godzin. Jest wesoło – choć moją pozytywną ocenę podróży zawdzięczam chyba niewielkim rozmiarom, bo Kai, wciśnięty w fotel, nie wypowiada się już tak pozytywnie... Moja sąsiadka w autobusie, 18-letnia Niemka wychowana w okolicy Kapsztadu, rozbawia mnie stwierdzeniem, że tutaj tak dużo czarnych, u nich tylu nie ma, i że bałaby się jechać sama. Nagle awansuję do podpory bezpieczeństwa. Powstrzymuję się od jakiejś nieprzyjemnej uwagi, starając się być sympatyczna i tolerancyjna wobec myślących inaczej. Pytam o Kapsztad i słyszę powtarzane jak mantrę „very, very unsafe”. Potem zmiana tematu, Anke chce się dowiedzieć czegoś o naszej pracy, o życiu w Namibii. Zszokowana wiadomością, że odważamy się jeździć taksówkami po Windhoek, nie zadaje już dalszych pytań, chyba dochodzi do wniosku, że ma do czynienia z pomyleńcami.

 

Cape Town – perła Afryki. W tle góry stołowe, przed nami ocean i ogromny port. O szoku cywilizacyjnym już pisałam... Mieszkamy w jednym z wielu hosteli dla backpackers położonym bardzo malowniczo u stóp Table Mountain. Na ulicach luz, życie toczy się bez pośpiechu, dużo muzyki i kolorowych twarzy – wymieszane rysy azjatyckie, afrykańskie, europejskie, sporo mieszanych par, uliczne kafejki, stragany. Waterfront, dzielnica położona tuż nad wodą, tłumy turystów i miejscowych, sklepy i restauracje. Jemy lunch i spacerujemy wzdłuż wybrzeża. W którymś momencie tej włóczęgi moje stopy w japonkach odmawiają posłuszeństwa, dwa olbrzymie bąble wyrosły nawet nie wiem kiedy... Nie przejmuję się tym początkowo – noc jest jeszcze młoda i cały wieczór skaczę na tych moich obolałych stopach na tarasie w hostelu. Co sprawia, że dnia następnego moi towarzysze podróży nie potrafią wykrzesać odpowiedniej moim zdaniem ilości współczucia dla moich obolałych nóg (i głowy). Spacerujemy (sic!) bez pośpiechu po Long Street, która przypomina mi atmosferą trochę Chmielną (ale bez zadęcia), a trochę kilka innych ulubionych miejsc z Kolonii i Barcy. Są butiki, są knajpy i mnóstwo młodych ludzi...

I ten luz! Nie ma elektrycznych płotów, ogrodzenia są niewysokie, ludzie chodzą na piechotę, taksówkarze nie dostają białej gorączki. I to wszystko w państwie z takim statystykami kryminalnymi...

 

 

mycha : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz