lut 07 2006

Zbiegi


Komentarze: 1

M. studiowała razem ze mną na roku, była jedną z tych bliższych znajomych, ale nie do końca na stopie przyjacielskiej. Kiedy po trzecim roku pojechałam do Niemiec, ona wybrała Hiszpanię... Wpadając na święta i egzaminy do kraju, wpadałyśmy również na siebie... Potem było spotkanie w Madrycie w trakcie moich zasłużonych wakacji, tuż przed unijnym referendum i to piwo, które wypiłyśmy, bez złudzeń, ale na lekkim rauszu za akcesję i mobilizację rodaków. Ostatni raz widziałyśmy się w Warszawce, tuż po jej obronie i tuż przed moją. Minęły kolejne dwa lata – M. wróciła do „la vida madrileńa”, a ja po różnych przejściach wylądowałam w Afryce. I teraz dostaję od niej maila, że ma nową pracę, że szykuje się projekt i wyjazd do Windhoek. Wczoraj, nie dowierzając losowi, że naprawdę się znowu widzimy przegadałyśmy pół dnia, kaleczonym językiem ojczystym z domieszką hiszpańskiego, angielskiego i niemieckiego. Nad nami - niebo nad Afryką. Ale poza tym: o pracy, o życiu, o wyborach i kompromisach. O polityce i mężczyznach naszego życia (w tej kolejności, haha). O życiu w ojczyźnie i na obczyźnie. O niekompetentnych przełożonych. I o zbiegach okolicznościJ

PS. Naprawdę zaczął się sezon odwiedzin....

 

mycha : :
07 lutego 2006, 20:54
W sercach jest tak wiele urokliwych zaułków. Też nieraz lubię tam zajrzeć... Szczególnie wieczorem, kiedy zapach kawy, jak wspomnienia, unosi się gdzieś tam, coraz wyżej i dalej i piękniej...

Dodaj komentarz