sty 09 2006

Urlop VI- Cape cz.2


Komentarze: 0

Mieliśmy szybko wracać na Cape, ale zatrzymaliśmy się w Sedgefield, bo Kai postanowił skorzystać z okazji i polatać na paralotni. Miejsce bardzo sympatycznie i nie tak turystyczne jak Plett, do tego położone urokliwie nad jeziorem. Dzień mija leniwie, fale mniejsze i idę popływać...

Wyjeżdżamy dużo za późno, przed nami 400 km, droga początkowo nad oceanem, potem przez góry – tym razem mogę podziwiać, bo stopy już tak nie bolą. Zachód słońca tym razem na przełęczą. W Kapsztadze jesteśmy po 23, mój słowiański akcent (i uśmiech) rozwiązują problem z rezerwacją – recepcjonista podkreśla w zamian kilka razy, o której kończy zmianę i w którym pokoju będzie później... Jest mocno rozczarowany, że zaraz po zakwaterowaniu wychodzimy na Long Street. Wracamy nad ranem i śpimy we trójkę w dwuosobowym pokoju – ja na podłodze. Swoją drogą pytanie o wzajemne relacje między naszą trójką w różnych wersjach językowych od początku naszej podróży było obowiązkowym punktem każdej rozmowy.

 

mycha : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz