Tsumeb, służbowo
Komentarze: 0
Służbowy tydzień na północy, w Tsumeb. Marianne przypomina sobie o konieczności wizytacji projektów od czasu do czasu. Od 8 do 17 meeting po meetingu, czasami bez przerwy na lunch. Na spotkaniach nie mogę się skupić, drażnią mnie sformułowania szefowej, jej „you must”, niekończące się pretensje i nieznajomość działalności naszych organizacji, nie mówiąc już o specyfice pracy w NGOsie (to niestety znam z autopsji).
Przez ostatnie trzy dni trwa akcja szczepienia – rząd po ponad 120 przypadkach polio zdecydował się na zaszczepienie wszystkich przebywających na terenie Namibii w trzech rundach (2 mln mieszkańców plus turyści). Nam udaje się dostać nasze kropelki na polnej drodze którą wracamy z wioski pod Tsumeb. Na samochód z mobile vaccination team czekają już mieszkańcy pobliskich farm, my dołączamy do nich. Wieczorem, tuż przed końcem pracy lekarze sprawdzają dom po domu w Tsumeb czy wszyscy mają znaczone kciuki – oznaka przyjęcia szczepionki.
Wracamy w piątek po południu, jestem wykończona fizycznie (dzień wcześniej świętujemy urodziny Lucii) i psychicznie. Nie mam żadnego usprawiedliwienia dla mojego niedopatrzenia, kiedy 50 km za Otjiwarongo stwierdzam, że jedziemy na rezerwie. Jedziemy jak się okazuje – lucky us – ponad 100 km, benzyna kończy się tuż przed skrętem do następnego miasteczka - Okahandja. Stąd tylko 2 km do najbliższej stacji benzynowej. Co blokuje wszelkie komentarze Marianne – lucky me.
Niedługo wracam – może dlatego przestaję myśleć w namibijskich kategoriach?
Dodaj komentarz