Urlop VIII-Cape cz.3 (i ostatnia)
Komentarze: 0
Spokój kempingu i spanie z kurami wytrzymałyśmy jednak tylko przez 2 dni potrzebne na szybką rekonwalescencję. Szczęście się do nas uśmiechnęło i udało nam się zdobyć nocleg w samym centrum miasta. Wyjątkowo skromny opis hostelu w przewodniku dla backpackers wzbudził nieufność Lucii, ja rozleniwiona urlopem postanowiłam się niczym nie przejmować. Jeszcze raz potwierdziło się, że kobieca intuicja to potęga, bo okazało się, że miejsce w którym śpimy i za które słono zapłaciłyśmy leży co prawda w centrum, ale w gorszej dzielnicy i jest podupadłym pensjonatem prowadzonym przez Chińczyków, urządząnym w kiczowatym, azjatyckim stylu. Zostawiłyśmy tylko bagaże i uciekłyśmy na Long Street na shopping, zawieranie znajomości i planowanie Sylwestra. I very very successful – nowo poznani znajomi zaproponowali imprezę na najpiękniejszej zimnej plaży Kapsztadu – Camps Bay– za 300 randów jedzenie i picie do woli, francuski didżej, bębny i performance.
Imprezka była super na tyle, że nie do końca byliśmy pewni, czy to już Nowy Rok. Dla pewności świętowaliśmy dwa razy – bo w Europie i tak o godzinę później....
Rano odebrali nas znajomi, zapakowali do busa i powieźli na północ, w stronę granicy namibijskiej. I tak oto pożegnałyśmy duże miasto. Ale wrócimyJ .
Dodaj komentarz