Archiwum lipiec 2005


lip 29 2005 Paranoi biurowej cd.
Komentarze: 0

Hello. Wczoraj poznym popoludniem komputer w koncu znalazl sie na moim biurku, co sprawilo ze musze przestac sie w koncu obijac i zaczac pracowac - lub przynajmniej sprawiac takie wrazenie... Ranki moga zostac przeznaczone jeszcze na przegladanie gazet w zwiazku z szukaniem mieszkania, ale po godzinie 14 to juz na serio musze pracowac.

Komputer nawet ok, niestety odmawia czytania wiekszosci polskich stron w zwiazku z koniecznoscia instalacji Language Pack, poza tym ustawienia serwera pozostaja tajemnica pana od supportu i nic nie moge sama ustawic. Na szczescie i Skype i Yahoo zadzialaly, co dobrze wrozy przyszlosci moim kontaktom ze swiatem.

Co do moich kolegow: Marianne - bezposrednia przelozona, bardzo typowa ale mila i pomocna (dzieki Bogu, bo nie znam miasta). Anette - niemiecka Namibijka, plynnie zmieniajaca niemiecki na angielski i afrikaans, lub w druga strone... Local staff: Rosa, Petrus, Noagh i Emilia - dopoki nie przyzwyczaimy sie nawzajem do naszej pronunciation, to minie troche czasu... Big chef - bardzo mily i co najwazniejsze wyrozumialy... No i jeszcze kilka osob przewijajacych sie tutaj od czasu do czasu. Biuro jest przeslicznie polozone, i prawie w centrum... A Marianne ma mieszkanie tuz obok biura, czego jej strasznie zazdroszcze... Bo widok jest z naszego wzgorza na pol miasta. Moje poszukiwania accommodation niestety na razie bez sukcesow. Widzialam juz wiele miejsc ale nic do mnie nie przemowilo, zwlaszcza cenowo.

mycha : :
lip 26 2005 Working plan
Komentarze: 0

Jak super, bede miala co robic i to chyba naprawde a nie tylko wirtualnie (notabene projekt strony rowniez, geil!). Z mieszkaniem na razie bez zmian niestety, znowu dwa ogloszenia, ale bez rewelacji. Za to ceny rewelacyjne, a jakze....! Odkrylam rowniez dzis rano, ze taksowkarze na calym swiecie nie znaja swojego miasta, za to swietnie zorientowani sa turysci i przybysze - bo musza. Po raz kolejny procentuje moja orientacja przestrzenna, zupelnie, ale to zupelnie nie kobieca.

Highlitem tego poranka jest rowniez decyzja podjeta przez szefa dotyczaca przetransportowania jednego komputera na moje biurko oraz podlaczenia go do internetu. Czyli technika zawsze gora:)

mycha : :
lip 25 2005 Pierwszy dzien
Komentarze: 0

Jestem w biurze. Niedaleko historycznego niemieckiego zamku. Na polkuli poludniowej:)

Praca zapowiada sie ciekawie, wspolpracownicy tez ok, jak to w DED.

Natomiast poszukiwanie mieszkania bez znajomosci miasta sprawia ze moja adrenalina powaznie sie podnosi. Ceny wynajmu rowniez nie uspokajaja. Lets see

Aha, w sobote bylismy w Game Park i widzialam zyrafki, antylopy i jeszcze jakies inne afrykanskie zwierzeta, ktorych nazwy znam niestety tylko po niemiecku.

Teraz ide poznawac tajniki programu wspierania NGO's w Namibii. Nara

mycha : :
lip 20 2005 Jutro wyjezdzam
Komentarze: 1

Maksymalnie wkurzona (zeby nie dosadniej) na bylego szefa spakowalam sie w godzine.

Rzeczy bardzo malo, raptem pół walizki... Na miesiąc czasu do Barcelony ledwo się zmieściłam, nie mówiąc już o tygodniowych wyjazdach do Szwajcarii, kiedy jednak jedna walizka to było nic... A przecież tzw. przewoźnik, prawdopodobnie połechtany mile moim mailem, zgodził się na podwójną ilość bagażu. A ja tymczasem nie mogę zapełnić walizki... No cóż, z biegiem czasu wiele rzeczy staje się niekoniecznie niezbędne:))

 

 

mycha : :
lip 10 2005 Ostatni dzien przygotowania
Komentarze: 0

Ostatni dzien minal niestety szybko, zbyt szybko... Ledwo udalo nam sie zakonczyc rozpoczety watek dotyczacy high context culture. Studium przypadku dotyczylo tym razem sytuacji konfliktowej w pracy, pomiedzy miejscowym przelozonym i pracownikiem pochodzacym z naszego kregu kulturowego. Fetle odgrywajaca role afrykanskiego szefa, przez 15 minut krazyla wokol tematu - krazyla to za duzo powiedziane - tylko dlatego ze znalismy kulisy odgrywanej sceny, mielismy swiadomosc ze cos sie kryje za jej pytaniami o to jak minely wakacje, co Astrid porabiala w trakcie urlopu w ojczyznie i ze teraz wyglada na naprawde wypoczeta. To wlasnie jest charakterystyczne dla kultury wysokokontekstowej, ze to co najwazniejsze w rozmowie nie pada, jest ukryte pomiedzy linijkami i nigdy nie wspominane wprost.

W Niemczech - co jest typowe dla low context culture- najwazniejszy dla rozmowy watek jest wspominany od razu i bezposrednio. Podobnie zreszta jak wrazenia, wartosciowania i oceny. Szczerosc i bezposredniosc sa wartoscia sama w sobie. I tak np. nasza kolezanka Bente, wyjezdzajaca do Poludniowego Sudanu, na pytanie jak zachowala by sie dostajac prezent, ktory by sie jej nie podobal, odpowiedziala: No coz, to nie jest w moim stylu. Znowu porozumiewawcze spojrzenie wymienione z Sara. Blizej nam chyba do Afryki niz Niemiec?

Musialam szybko uciekac, bo czasu na pakowanie zostalo malo. Na CGN/BONN podwojna mobilizacja: po Londynie i w pierwszy dzien wakacji w Nordrhein Westfalen. Po poludniu, walce z walizka (20,6 kg oraz papierzyska z kursu w reku) dopada mnie kac. Grenzschutzler patrzy podejrzliwie na moja kurtuazyjna namibijska wize i jeszcze bardziej zdziwiony na orzelka a potem zagaduje mnie lamana polszczyzna. Przez chwile nie moge wydobyc slowa w jezyku ojczystym (a jednak mieszanka Weizenbier i Grappy to nie byl dobry pomysl) i dopiero po chwili jestem w stanie odpowiedziec co  i jak dlugo mam zamiar robic w CH (anyway, oba pytania zbyt osobiste jak na moj gust).  Konczymy rozmowe krotka lekcja jezyka polskiego. Nie pytam skad zna polski - po co przejmowac sie brzydkimi postepkami rodakami.

Trzy tygodnie minely bardzo szybko. Spotkanie z ludzmi myslacymi podobnie bezcenne. Na kazda sytuacje przygotowac sie jednak nie mozna. Teraz chcialabym przestac juz mowic w trybie przypuszczajacym o wyjezdzie, przygotowanie czas zakonczyc. Kiedys musi sie przeciez naprawde zaczac:)

mycha : :