Archiwum wrzesień 2005, strona 1


wrz 19 2005 Sobotnia pobudka
Komentarze: 1

W sobote rano zostalam obudzona o nieprzyzwoicie wczesnej porze...

Hannes i Sylvia, z ktorymi spedzilam pierwsze tygodnie w Gaestehausie, po 3 miesiacach spedzonych w Windhoek w szpitalu i na rehabilitacji (w polowie czerwca na ravel road z ich nowego Landrovera nagle odlecial dach.... ) w koncu wracaja na polnoc.

On - anestezjolog z Kolonii, ona - ginekolog  z Baden Wuertemberg ("Wir koennen alles - ausser Hochdeutsch"), pracuja w szpitalu przy granicy z Angola, przy projekcie HIV/AIDS. To Sylvia byla motorem wyjazdu do Afryki, choc teraz to ona - choc odniosla w trakcie wypadku znacznie mniej obrazen od Hannesa - chce wracac po zakonczeniu kontraktu do Nadrenii. Hannes ma za soba wyjazdy na Wschodni Timor i do Afganistanu. Nieprzekonany do Afryki zakochal sie w Namibii, choc nadal leczy uraz kregoslupa, zlamania przedramienia, miednicy i uda. Zaden kompromis nie zostal na razie wypracowany...

Ostatnia noc spedzilysmy z Sylvia i kolezankami na upijaniu sie winem w Wine Bar. Tematy typowe jak na Ladies Night, ale moze obecnosc wsrod nas ginekologa i poloznej nieco na ich wybor wplynela...Anyway ilosc wina byla zbyt duza jak dla mnie i obudzona dnia nastepnego telefonem od Hannesa nie czulam sie ani przytomnie ani swiezo, wlasciwie to czulam jedynie ze mam glowe. Bardzo bolaca glowe...

Telefon spowodowany byl sytuacja nastepujaca: nie wszystkie rzeczy zgromadzone przez Sylvie w ciagu tych trzech miesiecy udalo sie upchnac do Polo (bialego oczywiscie). Nie zapominajmy o Maksie - mojej wielkiej milosci (wielkiej tez doslownie). No i stad  przymusowy stop u mnie w celu zmagazynowania czesci bagazu (w skladzie: suszone roze z bukietu, ktory dostali na rocznice slubu, przyprawy zakupione przez nas wspolnie na targu, kilka roslinek, lustro, ramy do obrazow Sylvii - tak a propos tego co kobiety uznaja za niezbedne...).

mycha : :
wrz 19 2005 Kolejne slowo niecenzuralne...
Komentarze: 1

....tym razem zwiazane z wyborami w Niemczech. Z duzo mniejszym podtekstem ideologicznym. Zamiast pogladow politycznych duzo wieksza role odgrywaja tu wzgledy praktyczne: jezeli przyszli/jacy? koalicjanci uzgodnia likwidacje BMZ - co CDU zapowiedzialo w trakcie kampanii - to pieniadze dla nas, w tym i moje stypendium, poplyna innymi kanalami. Raczej nie oznacza to ciec, nie w kosztach personalnych, ale niewatpliwie bedzie ciekawie, zwlaszcza dla politologa...

PS. Wlasnie zdalam sobie sprawe ze finansuje mnie niemiecki podatnik! (sic!).

PS. 2. No i ze chwilowo pracuje jako dziennikarz, a nie politolog (hihi).

mycha : :
wrz 14 2005 ...
Komentarze: 2

O ŻESZ.... (a propos pewnego wydarzenia w Polsce)

mycha : :
wrz 12 2005 Znowu w drodze
Komentarze: 0

W piątek po bardzo ciężkim tygodniu pracy i kolejnych zakupach – zastanawiające jak wiele musisz na początku zainwestować w podstawowe wyposażenie kuchni – zajęłam się moimi roślinkami, nocującymi w kuchni od dwóch tygodni... A potem, po tradycyjnych piwku (even only working with Germans makes you addicted, jak powiada Rosa – moja koleżanka z pracy) i spakowaniu plecaka zasnęłam jak kamień... W planach była dwudniowa wyprawa na północ kraju i trochę ruchu w postaci wspinaczki na najwyższy szczyt Namibii Brandberg... Ku mojemu zaskoczeniu i niezadowoleniu o godzinie drugiej w nocy zaczął wyć alarm... Proforce zignorował moją obecność i dopiero po długich dyskusjach udało mi się wytłumaczyć – najpierw telefonicznie a potem osobiście kim jestem i co tu robię... Wyjaśnienia i groźba aresztu wpłynęły pozytywnie na moją elokwencję, nieco przytłumioną po piwie i ciężkim dniu pracy... Niestety nie był to koniec przepychanek z alarmem, który tej nocy włączył się jeszcze dwa razy... Więc przed wyprawą nie spałam zbyt długo...

Te dwa dni sprawiły jednak że bardzo odpoczęłam i psychicznie i fizycznie. Już sama jazda z Suzi – chirurgiem z Kolonii – sprawiła że poczułam się dużo lepiej... Suzi zjechała pół świata i opowiada niesamowite historie, poza tym właśnie skończyłą kontrakt w Zimbabwe, a to już historia sama w sobie... Dzień oprócz wrażeń w postaci krajobrazów dostarczył nam także dużo innych przyjemności: wspinaczka na górę o godzinie 16 popołudniu przy temperaturach dochodzących do 45 stopni, skalne malowidła sprzed stuleci, słynna White Lady, egzotyczne rośliny i księżycowe krajobrazy. Wieczorem nocleg w Uis, zapomnianej mieścinie gdzieś w środku pustyni, z ogromną białą piaszczystą wydmą. Bardzo ciekawi i mili ludzie – Kanadyjczyk planujący trip z Kapsztadu do Kairu i zwariowany Niko namawiający nas na lot UltraLight- samolotem nad Brandberg i wyprawę motorem na oglądanie Krzyża Południa z wydm... Następnego dnia zdecydowałyśmy się na troszkę dłuższą podróż powrotną przez wybrzeże. Najpierw 100 km na ravel road, z kłębami kurzu sygnalizującymi z odległości 20 km nadjeżdżający z drugiej strony samochód, fatamorganą i paskiem błękitnego nieba na horyzoncie, tam gdzie czeka niebo. Krótka wizyta na Cape Cross w rezerwacie fok i prawdziwe agresywne i bardzo zimne morze. Swakopmund – najsłynniejszy resort Namibii, bardziej niemiecki niż każde niemieckie miasto, z dziwną kolonialno-niemiecką architekturą i niesamowitą czystością (czystszy nawet od Windhoek). Szeroka plaża, woda o temperaturze Bałtyku w marcu i kłęby mgły unoszące się nad wodą. Tylko 20 km od miasta na wschód i znowu pali słońce a po prawej stronie Trans Kalahari Highway króluje Namib. Jeszcze 100 km i wjeżdżamy na płaskowyż Khomas, pustynia ustępuje miejsca sawannie a po obu stronach drogi królują dzikie świnie, małpy i żyrafy (sic!). Jesteśmy w stolicy koło 19. Nocuję w Guest Housie, nie chcąć się narażać na kolejne wybryki alarmu...

 

mycha : :
wrz 12 2005 Żyję...
Komentarze: 0

Nie piszę bo dużo pracuję. Może za dużo, ale przynajmniej są to rzeczy interesujące. Jutro czeka nas spotkanie w niemieckiej ambasadzie, w celu uzyskania wstępnego „ja” odnośnie nowego programu w Namibii i po tym spotkaniu powinno już być luźniej...

Poza tym wielkie dzięki dla wszystkich którzy pamiętaliJ Nie mam nawet czasu odpowiedzieć, ale dostałam Wasze smsy i maile.

 

mycha : :