Komentarze: 4
To nasza szescioosobowa grupa opuszczajaca dzis Bad Honnef. Oraz nasz tutor ktory nieprzypadkowo zjawil sie na wczorajszej imprezie pozegnalnej.
Kawa pilnie poszukiwana. Pzdr
To nasza szescioosobowa grupa opuszczajaca dzis Bad Honnef. Oraz nasz tutor ktory nieprzypadkowo zjawil sie na wczorajszej imprezie pozegnalnej.
Kawa pilnie poszukiwana. Pzdr
Postanowilam jednak nie dreczyc wszystkich zbyt dlugimi i moze nie zawsze absorbujacymi mailami i powrocic do pisania bloga. Na razie garsc refleksji z Bad Honnef, gdzie spedzam ostatnie dni przed wyjazdem do Afryki:
1. Otoz kurs jest ciekawy, choc jak sama po sobie obserwuje - zbyt dlugie przebywanie w fazie "przygotowawczej" zaczyna powoli draznic. Jest nas spora grupa zapalencow, ale i tak po trzech tygodniach znam juz doskonale szczegoly projektow moich kolezanek i kolegow, a jakos niezrecznie rozmawiac nam jest o sprawach zwyklych, codziennych, zwlaszcza ze jak zlosliwie zauwaza nasz trener od komunikacji interkulturalnej, niektore narodowosci potrzebuja podrecznika na temat jak prowadzic "small talk". Powoli zaczyna mnie meczyc to oczekiwanie, choc i tak jestem w dobrej sytuacji bo niektorzy koledzy beda tu przebywac do konca sierpnia. W moim wypadku kurs konczy sie za 3 tygodnie - takie mam widocznie super kwalifikacje ze nie potrzebuje dodatkowego szkolenia hihi.
2. Akcent slowianski - poza mna - wprowadzila nasza druga trenerka od IK, a mianowicie Fetle z Etiopii, wyraznie cieszac sie na widok mojego nazwiska i w najczystszej polszczyznie dodajac Dzien dobry - studiowala jeszcze w starych czasach w Czechoslowacji i do Slowian ma wyrazna slabosc. Wyraznie tez powoluje sie na swoje doswiadczenia w czasie akulturacji w Niemczech (co sprawia ze wraz z Sara - Wloszka wyjezdzajaca do Sudanu - wymieniamy tylko porozumiewawcze spojrzenia....).
IK to studium przypadkow, odgrywanie scenek a takze identyfikacja tego jak sie zachowujemy... Nasi koledzy oburzaja sie przy kazdym bardziej ogolniejszym stwierdzenie ze "Niemcy to...." a "Afrykanie to...." a my - ciezko doswiadczone przez zbyt dlugie przebywanie tutaj staramy sie ukryc usmiechy i usmieszki.... Same cases sa jednak super - podobno wziete z zycia i oparte na faktach... Np. przypadek Anny, pracujacej od lat na Sahelu jako pielegniarka, do ktorej pewnego dnia zglasza sie dosc poirytowany mezczyzna z mloda kobieta w zaawansowanej ciazy. Pada pytanie - ile normalnie trwa ciaza ? Anna wyczuwajac ze cos nie gra siega po ksiazke stojaca na polce i przez chwile kartkuje, poszukujac odpowiedzi... Po chwili udajac ze odczytuje z ksiazki dodaje: Ciaza moze sie przedluzac do 11 albo wiecej miesiecy, jezeli mezczyzna przebywa dlugo poza domem.... Problem polega na tym iz w tym rejonie mezczyzni czesto wyjezdzaja na kilka miesiecy w poszukiwaniu pracy....
Podziwiamy refleks i tzw. flexibility (jest to cecha jaka kazdy szanujacy sie Entwicklungshelfer powinien posiadac w nadmiarze), a pozniej zastanawiamy sie nad kulturowymi uwarunkowaniami, a szczegolnie tym co nasz trener nazywa "kultura prawdy subiektywnej, czy prawdy uwarunkowanej sytuacja".
Wczoraj dostalam w koncu moj paszport. Wiza zalatwiona w ekspresowym tempie, dzieki wstawiennistwu Auswrtiges Amt, oczywiscie za friko, bo to taka grzecznosciowa przysluga... Kurtuazja miedzynarodowa, jak by powiedzial Guru Kukulka. A dzisiaj do reki dostaje moj bilet do Windhuk. Warszawa, Monachium i Namibia... W dolaczonym pismie kolezanka z DEDwskiego biura podrozy informuje mnie ze "ze wzgledu na panujaca sytuacje na lotniskach obowiazuja specjalne przepisy bezpieczenstwa i nalezy byc na lotnisku 2 godziny wczesniej". Jest to zdanie ktore wywoluje wsrod nas wybuch smiechu... Ale coz, nadmiar informacji jeszcze nikomu nie zaszkodzil, moze najwyzej draznic...
Pozdrawiam