Komentarze: 0
Wczoraj nie zdazylam opisac pewnej zabawnej historii, ktora przydazyla mi sie w sobote.
Otoz w sobotnie przedpoludnie - jak to maja w zwyczaju mieszkancy Windhoek - Nelago zmusila Marianne i mnie do pojscia na zakupy. Wyjasnienie brzmialo ze potrzebuje kolejnego zestawu ciuchow na jakis "formal event" zapowiadany na przyszly tydzien. Na nic zdaly sie wyjasnienia ze przeciez jej szafa jest pelna, ale coz, pietnastolatki takich stwierdzen nie akceptuja.
Zrobilysmy wiec trzygodzinna rundke po drozszych sklepach stolicy... Zawsze wydawalo mi sie ze to Warszawa jest mekka shoppingu, ale teraz zmienilam zdanie.... Cierpliwosci starczylo nam ledwo ledwo - ja znioslam fochy Nelago duzo lepiej od Marianne - byc moze zawazylo na tym doswiadczenie zdobyte w trakcie chodzenia po warszawskich sklepach z M (czy pamietasz jeszcze poszukiwania kiecki na slub na pierwsze wspolne wyjscie z tym glupkiem S.?).
W ramach rewanzu Nelago zgodzila sie na krotka rundke po targu w poszukiwaniu bardziej afrykanskiego stylistycznie wyposazenia mojej kuchni. Oraz na kawe i czekoladowe ciasto w Craft Centre - bardzo przyjemnej galerii polaczonej z kafejka. I wlasnie tam, odreagowujac stres zakupowy zaczelam przymierzac afrykanska bizuterie, przy czym jeden z pierscionkow utknal na moim lewym serdecznym (chudszym) palcu... Poniewaz jednak palec zaczal w szybkim tempie puchnac spanikowalam i polecialam do sprzedawcy po pomoc. Ten jednak zlekcewazyl moj problem, beztrosko dodajac: You can keep it. It's not a problem. We have a lot of them... Tylko ze ja mam palcow nie w nadmiarze!
Pomogly oklady z lodu w kafejce oraz woda z mydlem w domu:)