Komentarze: 0
W poniedziałek jak wszystko dobrze pójdzie, jadę z szefem i Peterem do Bushmanlandu (północny-wschód, koło granicy z Botswaną). Trochę podchodów i zachodów mnie to kosztowało, ale w końcu szanowny pan Landesdirektor zrozumiał że jest to doskonała okazja aby pokazać nowemu pracownikowi projekty w terenie. Ale od czego mam niebieskie słowiańskie oczyJ.
Nasz szef – i Landesdirektor w Namibii od kwietnia – jest dla mnie osobą nieodgadnioną. Już dawno nie spotkałam kogoś na tak wysokim i samodzielnym stanowisku (o odpowiedzialności za wizerunek ded i 30 Entwicklungshelfer nie wspominając) o tak małej znajomości specyfiki organizacji dla której pracuje, nieumiejętności podejmowania decyzji, nie do końca wykształconych czy też zanikłych umiejętnościach interpersonalnych, za to z wykształconym odruchem spychalstwa...Jego małżonka – osoba bardzo, ale to bardzo z temperamentem – odgrywa w biurze rolę first lady, co nas wszystkich śmieszy, ale faktycznie przecież ktoś musi decyzje podejmować... Mam wrażenie że oboje liczyli na pobyt wakacyjno-urlopowy, a tu okazuje się że całkiem dużo roboty i do tego nawet czasami projekty nie przebiegają zgodnie z planem – a to dopiero niespodzianka...