Komentarze: 0
O właśnie ktoś mi przypomniał, co chciałam opisać. Dzięki Yo.
Wczoraj z nową koleżanką – mocno wystraszoną Kristiną, która wylądowała na Hosea Kutako - International Airport WDH - tydzień temu i nie do końca radzi sobie z gorącą rzeczywistością – pojechałyśmy zrobić zakupy biurowe: Kristina różne absolutnie potrzebne rzeczy na jej biurko, a ja niespodzianki świąteczne i noworoczne dla partnerskich organizacji. W hurtowni gdzie zaopatrujemy się w to co niezbędne for the smooth running of the organization włączona (wlanczona Yo) klima, ale i tak wszyscy półżywi. My również. Kristina zestresowana zapewne obecnością obcych ludzi (złośliwa jestem, ale niańczę ją od ponad tygodnia) nie kwapi się do rozmowy, ale ja czuję, że muszę się z kimś podzielić moją gorącą (nie tylko w przeności) irytacją. No więc small talk: że jest ZNOWU poniedziałek, że deszcz nie śpieszy się z nadejściem, itd. itp. Moje dźwięczne „rrrrrrrrr” nieodmiennie wzbudza zainteresowanie. No tak, nie, nie jestem z Niemiec. Tak, to prawda, papież, komunizm itd – to już standard. Ale moje zaskoczenie tym razem wzbudza pytanie: ah, to na pewno bardzo zimny kraj. Może rodzina może Ci przysłać trochę śniegu? Nie, nigdy nie widziałem. Jak pachnie śnieg? Mam tu na zapleczu coolbox, no, daj się namówić...