Najnowsze wpisy, strona 15


wrz 12 2005 Znowu w drodze
Komentarze: 0

W piątek po bardzo ciężkim tygodniu pracy i kolejnych zakupach – zastanawiające jak wiele musisz na początku zainwestować w podstawowe wyposażenie kuchni – zajęłam się moimi roślinkami, nocującymi w kuchni od dwóch tygodni... A potem, po tradycyjnych piwku (even only working with Germans makes you addicted, jak powiada Rosa – moja koleżanka z pracy) i spakowaniu plecaka zasnęłam jak kamień... W planach była dwudniowa wyprawa na północ kraju i trochę ruchu w postaci wspinaczki na najwyższy szczyt Namibii Brandberg... Ku mojemu zaskoczeniu i niezadowoleniu o godzinie drugiej w nocy zaczął wyć alarm... Proforce zignorował moją obecność i dopiero po długich dyskusjach udało mi się wytłumaczyć – najpierw telefonicznie a potem osobiście kim jestem i co tu robię... Wyjaśnienia i groźba aresztu wpłynęły pozytywnie na moją elokwencję, nieco przytłumioną po piwie i ciężkim dniu pracy... Niestety nie był to koniec przepychanek z alarmem, który tej nocy włączył się jeszcze dwa razy... Więc przed wyprawą nie spałam zbyt długo...

Te dwa dni sprawiły jednak że bardzo odpoczęłam i psychicznie i fizycznie. Już sama jazda z Suzi – chirurgiem z Kolonii – sprawiła że poczułam się dużo lepiej... Suzi zjechała pół świata i opowiada niesamowite historie, poza tym właśnie skończyłą kontrakt w Zimbabwe, a to już historia sama w sobie... Dzień oprócz wrażeń w postaci krajobrazów dostarczył nam także dużo innych przyjemności: wspinaczka na górę o godzinie 16 popołudniu przy temperaturach dochodzących do 45 stopni, skalne malowidła sprzed stuleci, słynna White Lady, egzotyczne rośliny i księżycowe krajobrazy. Wieczorem nocleg w Uis, zapomnianej mieścinie gdzieś w środku pustyni, z ogromną białą piaszczystą wydmą. Bardzo ciekawi i mili ludzie – Kanadyjczyk planujący trip z Kapsztadu do Kairu i zwariowany Niko namawiający nas na lot UltraLight- samolotem nad Brandberg i wyprawę motorem na oglądanie Krzyża Południa z wydm... Następnego dnia zdecydowałyśmy się na troszkę dłuższą podróż powrotną przez wybrzeże. Najpierw 100 km na ravel road, z kłębami kurzu sygnalizującymi z odległości 20 km nadjeżdżający z drugiej strony samochód, fatamorganą i paskiem błękitnego nieba na horyzoncie, tam gdzie czeka niebo. Krótka wizyta na Cape Cross w rezerwacie fok i prawdziwe agresywne i bardzo zimne morze. Swakopmund – najsłynniejszy resort Namibii, bardziej niemiecki niż każde niemieckie miasto, z dziwną kolonialno-niemiecką architekturą i niesamowitą czystością (czystszy nawet od Windhoek). Szeroka plaża, woda o temperaturze Bałtyku w marcu i kłęby mgły unoszące się nad wodą. Tylko 20 km od miasta na wschód i znowu pali słońce a po prawej stronie Trans Kalahari Highway króluje Namib. Jeszcze 100 km i wjeżdżamy na płaskowyż Khomas, pustynia ustępuje miejsca sawannie a po obu stronach drogi królują dzikie świnie, małpy i żyrafy (sic!). Jesteśmy w stolicy koło 19. Nocuję w Guest Housie, nie chcąć się narażać na kolejne wybryki alarmu...

 

mycha : :
wrz 12 2005 Żyję...
Komentarze: 0

Nie piszę bo dużo pracuję. Może za dużo, ale przynajmniej są to rzeczy interesujące. Jutro czeka nas spotkanie w niemieckiej ambasadzie, w celu uzyskania wstępnego „ja” odnośnie nowego programu w Namibii i po tym spotkaniu powinno już być luźniej...

Poza tym wielkie dzięki dla wszystkich którzy pamiętaliJ Nie mam nawet czasu odpowiedzieć, ale dostałam Wasze smsy i maile.

 

mycha : :
wrz 02 2005 Spring is coming!
Komentarze: 0

 

1 września jest w Namibii znany jako Spring Day.... Poza tym w pierwszy weekend września zmieniamy czas – śpimy jedną godzinę krócej, ale za to po południu, po wyjściu z pracy będę w stanie jeszcze coś zrobić, bo zmrok będzie zapadał dopiero o 19 a nie o 18 jak teraz... Zmiana czasu w Namibii jest zupełnie wyjątkowa – czas zimowy trwający 5 miesięcy, od kwietnia do września, denerwujący wszystkich którzy pracują – working hours tradycyjnie do 17 a wtedy trzeba się śpieszyć do domu aby zdążyć zanim ciemność zapadnie.... Oficjalnym powodem wprowadzenia czasu zimowego jest troska o dzieci, które zaczynają szkołę o 7.30 i nie powinny iść do niej w ciemności. Nieoficjalnie wiadomo, że to rozporządzenie wprowadzone w życie dopiero po uzyskaniu przez Namibię niepodległości przez H. E. byłego prezydenta Sama Nujomę (dlatego też znane potocznie pod nazwą Sammy Time a nie jak podają „czynniki oficjalne” Day Light Saving Time) miało za zadanie odróżnić czas namibijski od południowoafrykańskiego... Tym sposobem Namibia jest jedynym krajem w regionie gdzie czas płynie inaczej...

 

Ponieważ nadchodzi jednak wiosna i nocą temperatura wynosi nawet 12 stopni wybieram się jutro do Nursery zakupić nasionka roślinek, które zakwitną na grządce przed moim mieszkaniem – taki jest plan... Nursery „Wilde Ente” to również miejsce spotkań w sobotę w południe niemieckiej społeczności WDH z racji odbywającego się tam targu ze zdrową żywnością. Ostatnio widziałam tam np. kiełbasę sprzedawaną pod nazwą polskie salami... Niestety nie miałam czasu na dyskusję, może uda się tym razem...Czas upłynął zbyt szybko bo przez godzinę podziwiałyśmy z Sylvią sadzonki avokado, mango, pomarańczowe i cytrynowe  drzewka oraz te wszystkie roślinki które u nas robią za pokojowe, a tutaj rosną w ogródkach....

 

mycha : :
wrz 01 2005 o pracy i nowych towarzyszkach
Komentarze: 2

Środa oznacza wspólny lunch z Marianne i godzinkę dodatkowo na omówienie moich i jej wrażeń związanych z naszą współpracą. Dzisiaj w ramach tego cotygodniowego spotkania szefowa zaprosiła mnie do siebie na pyszną pieczoną rybę nazwę już zapomniałam, zresztą i tak było to coś egzotycznego... I po tym pozytywnym doświadczeniu i podzieleniu się ze mną również pozytywnymi wrażeniami na temat ostatniego artykułu który napisałam, całkowicie przewróciła do góry nogami mój zaaprobowany przecież zaledwie miesiąc temu plan pracy... Podsumowując będzie się dużo działo w najbliższym czasie: mamy miesiąc czasu na przygotowanie nowego konceptu współpracy w Namibii (with overall objective: reduction of violence against women and children bardzo obiecujące sformułowanie). Ja mam zająć się stworzeniem podstaw public relations odnośnie konceptu oraz szybciutko przygotować jakąś PjaRową podkładkę dla centrali, która zjawia się osobiście w Namibii w osobie mojego ulubionego referenta Petera w końcu września. Spannend. Dodatkowo dwa zadania które prowadzę na bieżąco projekt opracowania best practice w ramach ded dla naszych partnerów oraz: wizyta na północy z okazji eventu przygotowywanego w Tsumeb podobno najpięknięjszym mieście Namibii przez partnerską organizację; prasówka i zdjęcia na bieżąco; kreatywne myślenie (sic!) nad projektem plakatu o wiele mówiącym haśle przewodnim impact of ded ; również kreatywne poszukiwania przykładów do broszury na temat Planning, Monitoring and Evaluation, którą mamy zamiar wydać w końcu roku... Nie mówiąc o bibliotece, zbieraniu materiałów na stronę i tym co się przydarzy.... I to wszystko do końca września...

Zaczęło się już od nadgodzin dzisiaj po południu natomiast w ramach rewanżu byłyśmy na spacerze z Nelago i Shaka na wzgórzach nad WDH. W całkowitych ciemnościach i po skałach, więc mój poniedziałkowy poranny spacer stracił nieco na perwersji. No ale szefowej się przecież nie odmawiaJ

Z rzeczy bardziej interesujących mam nową współspaczkę. Będzie się nazywać Klementyna jeżeli zdecyduje się ze mną zostać ( Just guess why/?). Jest dziesięciocentymetrową żółto czerwoną jaszczurką i ma za zadanie wypłaszać pająki i dotrzymywać mi towarzystwa.

 

mycha : :
sie 30 2005 Relacja z polnocy
Komentarze: 1

W czwartek po poludniu pojechalismy na polnoc, do Rundu, okolo 700 km. Drogi  w Namibii przypominaja bardziej niemieckie autostrady niz polskie szlaki komunikacyjneJ Wypadki jednak zdarzaja sie z czestotliwoscia polska, a moze nawet czesciej.

Nie do konca ufalam umiejetnosciom mojego kolegi za kierownica, ale poziom stresu i chyba podekscytowania wzrosl u mnie gwaltownie tuz po opuszczeniu WDH, w momencie gdy zjechalismy na autostrade po slimaku zarezerwowanym dla samochodow jadacych w druga strone (a sadzilam ze tylko ja mam problem z przystosowaniem sie do ruchu lewostronnego).

Andreas i Ulrike para, ktora poznalam jeszcze w trakcie przygotowania stanowi zagadke, ktorej nie tylko ja nie moge rozwiazac. On kilkanascie lat starszy od niej rozwodnik i wykladowca akademicki, uosobienie spokoju lub po kilku godzinach przebywania w jego towarzystwie totalnej flegmy. Ona bardzo zakochana i zestresowana rola ktora jej tu przypada nawet nie do konca  jak brzmi to w zargonie ded towarzyszacego partnera nie sa malzenstwem zreszta stresujaca z byle powodu...Lubie oboje ale na dluzsza mete sa dosc meczacy ona bo stresuje, on bo jest taki spokojny....Generalnie ucieszylam sie ze jade z Andreasem, ale po zajsciu ze zjazdem na autostrade moj poziom zadowolenia znacznie spadl.. Dodatkowo wypadki po drodze: z volkswagena jadacego przed nami nagle odpada kolo i toczy sie w row (sic), potem jedno czolowe, a potem martwa dzika swinia na srodku jezdni...

Wynagrodzily za to widoki przestrzen, przestrzen i jeszcze raz przestrzen. Porazajaca chyba kazdego Europejczyka. Antylopy hasajace tuz przy autostradzie. Farmy i mijane miasteczka. Tuz za Grootfontein znajduje sie tzw veterinary fence, majacy zapobiegac przenoszeniu sie zwierzecych chorob na poludnie kraju, a potem zaczyna sie Afryka pure. Zaluje ze jest juz ciemno, ale i tak widac zmiany chocby w formie koz biegajacych po drodze....

Nastepnego dnia, po nocy spedzonej w towarzystwie 2 pajakow to normalne, jak zapewnia mnie Carsten, no i podobno nie gryza i tez sie boja jak niektorzy wiedza mam fobie i chyba dlugo sie jej jeszcze nie pozbede ALE robie tylko dwie sceny z wrzaskiem i panika pakujemy sie przez jakies dwie godziny do Landrovera: zapasy, woda, benzyna, jeszcze wiecej wody.. No i bardzo dobrze bo samochod odmawia posluszenstwa tuz za miastem pada chyba chlodnica i woda sie przydaje.... No coz, wielka ulga ze jednak nie w srodku parku.... Weekend uplywa wiec na zwiedzaniu Rundu i okolic pstrykam mnostwo zdjec z przeznaczeniem na strone ktora mam przygotowywac, ale tak naprawde dla siebie. Zachwyca delta Kavango, angolanska strona brzegu (myslalam o Tobie Izka), krokodyle i hipopotamy, serdecznosc ludzi i ich religijnosc. Mnie fascynuja rowniez afrykanskie krowy i kozy, zwlaszcza te male...

Zwiedzamy tez projekt ded pod Rundu przy ktorym pracuje szwajcarskie malzenstwo projekt jest bardzo ciekawy, ma za zadanie chronic lesny ekosystem, bedacy podstawa zycia plemion San. Spotkanie z San jest dla mnie ogromnym przezyciem choc juz tyle o nich slyszalam. Sa bardzo drobni i w porownaniu z Kavango poruszaja sie niezwykle szybko. Dzieci usmiechaja sie bez przerwy do bialych i cos im chyba odpowiada w kolorach ktore mam na sobie. A moze kojarza moj przyjazd z pierwszym w tym roku deszczem ktory spada pod wieczor. Carsten moj kolega z ded u ktorego nocuje komentuje: Regenskoenigin. Stosunki miedzy San a Kavango sa delikatnie mowiac napiete i widac to juz przy pierwszym spotkaniu. San sa znawcami natury i widac to rowniez w sposobie w jaki sie ubieraja i przedmiotach, ktore wytwarzaja z roslin. Bardzo poruszajace spotkanie.

Wracamy w srodku burzy. Po jednej stronie pioruny, po drugiej plonie las. To troszke za duzo wrazen dla mnie ale nastepnego dnia zwiedzajac misje polozona niedaleko Rundu nad Kavango dodatkowo zakopujemy sie  w piasku. Natomiast mam bardzo dziwne swojskie wrazenie, kiedy okazuje sie ze siedzaca obok mnie w autobusie do WDH kobieta jest bialoruska pielegniarka pracujaca w stolicy.

Jestem w WDH okolo 5 rano i jest jeszcze ciemno. Miasto kompletnie puste, no i taksowki nie uswiadczysz. To ze ide do domu na piechote to tylko 5 minut- jest moim prywatnym protestem przeciwko panujacej tu manii bezpieczenstwa i niebezpieczenstwa. Poza tym o tej porze i tak wszyscy nawet gangsterzy spiaJ

Spie tylko godzine bo Anette dzwoni o 6:45 (sa jeszcze na farmie) z prosba abym podlala kwiatki!!!!!!!!!!!

To taka skrocona wersja bo za duzo wrazen aby o wszystkim napisac.

 

mycha : :